Scenariusz, Reżyseria,
Scenografia, Video:
Kolektyw:
Janiczak,
Mosiewicz,
Rubin,
Stępniak
Obsada:
Magdalena Płaneta,
Monika Janik,
Wojciech Marcinkowski,
Grzegorz Stępniak (gościnnie)
Zdjęcia:
Piotr Stępień
Normalny: 45 zł,
Ulgowy: 40 zł,
Grupowy: 35 zł
Kolektyw Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak zainspirował performans Basa Jana Adera – „W poszukiwaniu cudowności”. 9 lipca 1975 holenderski artysta wyruszył w samotną podróż na niewielkiej żaglówce, z planem przepłynięcia Atlantyku. Po trzech tygodniach stracono z nim kontakt radiowy, a jego ciała nigdy nie odnaleziono. Po upływie dokładnie czterdziestu czterech lat, 9 lipca bieżącego roku, Kolektyw Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak, rozpoczął własną, trzytygodniową podróż. Podobnie jak Ader wyjeżdżając z położonej u Wybrzeża Atlantyku, miejscowości Chatham. W przeciwieństwie do artysty jednak, wyprawa odbyła się w głąb Ameryki, a jej zwieńczeniem było Hollywood. Nieustannym towarzyszem sfilmowanych perypetii Kolektywu, wokół których skonstruowane jest „Made in USA”, była łódź niewiele mniejsza niż ta, którą wypłynął Ader. Zatrzymując się w miasteczkach założonych w dziewiętnastym wieku jako utopijne formy organizacji społecznych i rozmawiając ze spotkanymi ludźmi o marzeniach, tęsknotach, a przede wszystkim – barwnej historii każdego z nich – twórcy odbyli własną wędrówkę w „poszukiwaniu cudowności”. Zaskakujące często efekty odsłaniają niecodzienne i odmienne od ogólnie przyjętych standardów modele organizacji wspólnot, ale także osobistych przestrzeni życia, związanych z mieszkaniem, pracą, przyjaźnią i starością. Aktorzy na scenie wcielając się w kolejne historyczne i współczesne „przywiezione z podróży” postacie, wchodząc w interakcje z powstałym w USA wideo, na oczach widzów prezentując wytwarzaną w teatralnym „tu i teraz” mapę uwodzących, niekoniecznie jedynie marzycielskich, krajobrazów. Które być może rozpościerają się przed nami, jeśli choć na chwilę uda nam się zawiesić utarte, wyznaczane przez normy i tradycję schematy myślenia.
Na co dzień Jolanta Janiczak jest pisarką i dramaturżką, Magda Mosiewicz reżyserką filmów dokumentalnych i autorką prac wideo, Wiktor Rubin scenografem i reżyserem teatralnym, a Grzegorz Stępniak głównym programerem festiwalu filmowego Mastercard OFF CAMERA i krytykiem. W Teatrze Nowym w Słupsku utworzą Kolektyw Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak pracujący wspólnie, bez podziału na role. Za punkt wyjścia obierając materiał filmowy nakręcony podczas ich podróży przez Stany Zjednoczone. Podobnie jak dzisiejsza Ameryka – pełen sprzeczności, wewnętrznych napięć i konfliktów oraz fascynujących powidoków.
Premiera: 3 października 2019 r. Czas trwania spektaklu: 1 godz. 45 min
Kilka pierwszych wrażeń o przedpremierowym pokazie „Made in USA” (Kolektyw Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak)
„Made in USA” w reż. Kolektywu Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak) w Nowym Teatrze w Słupsku. Pisze Justyna Borkowska z Akademii Pomorskiej w Słupsku.
Nowy Teatr w Słupsku rozpoczął sezon artystyczny 1 września od przedpremierowego pokazu spektaklu „Made in USA”, przygotowanego na drugą edycję festiwalu „Scena wolności”.
Tegoroczny festiwal nosi podtytuł „transformacja” i jest to pryzmat odczytywania prezentowanych spektakli. Sztuki prezentowane na ubiegłorocznym festiwalu teatralnym w Słupsku szeroko odnosiły się do pojęcia wolności – osobistej, obyczajowej, społecznej. Po zaprezentowanym spektaklu „Made in USA” można się spodziewać, że także w tej edycji hasło „przemiany” zostanie naświetlone z wielu stron.
Spektakl przygotowany przez kolektyw Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak odnosi się bezpośrednio do performansu Basa Jana Adera „W poszukiwaniu cudu”. Samotny rejs artysty przez Atlantyk miał być drugą częścią tryptyku ukazującego przestrzenie samotności. Nieme nagrania Adera rejestrują jego artystyczne spojrzenie na wrażliwość, ból, samotność czy wolę przedstawione w sytuacjach granicznych. Tym samym tropem sztuki konceptualnej poszli twórcy „Made in USA”. Również robią performans lecz odwracają jakby wyczyn Adera. Nie wypływają na ocean, tylko wyruszają w głąb lądu ciągnąc ulicami drewnianą łódkę. W czasie podróży rozmawiają z ludźmi, którzy zaczepiali ich zainteresowani niecodziennym widokiem.
Przechadzając się z łodzią ulicami amerykańskich miast i miasteczek, twórcy artystycznie prowokują do kontaktu. Artyści otwarcie informują mieszkańców, że szukają cudów w miejscowościach, w których cud się już kiedyś wydarzył, gdzie stało się coś niecodziennego. Odwiedzają miasteczka, które w XIX wieku zostały założone w imię pewnych ideałów: jak wiara w wewnętrzne dobro człowieka i jego ukształtowaną społecznie moralność, lub z chęci osiągnięcia jakichś celów, np. życia w społecznej komunie czy całkowitej emancypacji kobiet. Oglądając nagrania okazuje się, że niewiele zostało z tamtych idei. Dzisiejsi mieszkańcy w zasadzie w ogóle nie znają lokalnej historii, choć to zaledwie kilka pokoleń wstecz.
Nic nie jest jednorodne. Twórcy performansu pokazują, że są miejsca, w których relacje i bliskość międzyludzka jest zupełnie wygaszona oraz takie, gdzie próbuje się tę wspólnotę tworzyć. Dla jednych cudem jest zobaczyć ducha, dla innych – to szczera rozmowa z drugim człowiekiem.
Spektakl dużo mówi o moralnych postawach i społecznych oczekiwaniach mieszkańców Stanów Zjednoczonych, którzy w domniemaniu są reprezentacją społeczeństwa zmęczonego wiarą w postęp, w lepszość nowego.
Sceniczna realizacja „Made in USA” przyjmuje formę fantasmagorii, której latarnią magiczną na miarę XXI wieku staje się kamera video. Podobnie jak we wcześniejszym spektaklu Rubina i Janiczak „Każdy dostanie to, w co wierzy”(2016) punktem zaczepienia są zarejestrowane kamerą video sytuacje i wypowiedzi składające się odpowiedź na pytanie: co się zmieniło od tamtego czasu? Jak wspomniano, inspiracją tego artystycznego przedsięwzięcia był performans z lat 70-tych pt. „W poszukiwaniu cudu”. Twórcy nawiązując do tego wydarzenia wyruszają z tego samego punktu lecz w przeciwną stronę co Bas Jan Ader. Holenderski artysta szukał cudów pośród pustki, Mosiewicz, Rubin, Janiczak i Stępniak szukają go wśród ludzi i przemierzając milowe opowieści i wyznania tamtejszych mieszkańców docierają do Hollywood – jedynej z prezentowanych, wciąż istniejącej fabryki snów. Czy tam również coś się zmienia?
Czy Kolektyw znajdzie cud pośród ludzi, czy będzie musiał szukać go w innej przestrzeni? Czy to się uda? Końcowe, symboliczne, nieudolne próby wypłynięcia łódką na ocean – bokiem do fali, z pewnością konotują takie pytania.
Dzieło kolektywu Janiczak/Mosiewicz/Rubin/Stępniak porusza wiele tematów składających się na obraz oczekiwań i postaw społeczeństwa – no właśnie, jakiego? Zawiedzonego czy odradzającego się? Po jednym obejrzeniu spektaklu trudno wychwycić całą złożoność tego pomysłu. Przedstawienie jest bardzo wymowne; każdy z twórców złożył swój wyraźny podpis pod tą realizacją. Bardzo dobrze został przygotowany materiał wideo. Projekcja jest zupełnie prawdziwym dokumentem; najświeższym zapisem tego jak jest i co się w społeczeństwie zmieniło. Wyraźny acz kompatybilny jest podział na scenę i dokument (projekcję), wynikający z profesji twórców. Jasna projekcja i ciemna scena, która jest tą właśnie fantasmagorią poszerzającą wymiar czasowy sztuki. Po scenie poruszają się duchy osób związanych z miejscami utopii. Duchy głównie mówią i dopowiadają historie wyświetlane na ekranie. Gra jest niemal symboliczna, ograniczona do znaczących gestów czy powtarzanych zwrotów. Na scenie panuje niemal ciemność a aktorzy oświetlają się sami latarkami czołowymi. Scenografia choć znikoma – obrazuje szlak przez Amerykę od wschodniego do zachodniego wybrzeża. Kostiumy zahaczają o stereotypy – spodnie texasy, koszule, kowbojskie kapelusze. To co widzimy na scenie koresponduje z rzeczywistością, której cieni szukali twórcy „Made in USA”. Postacie na scenie to XIX wieczni przybysze zasiedlający „ziemię niczyją”, ogarnięci „gorączką złota” – poszukiwacze cudów.
Spektakl „Made in USA” przywołuje w pamięci spektakl „Stan wyjątkowy”(reż. L. Franczak) wystawiany w ubiegłym roku na małej scenie w Nowym Teatrze. I tej intymności przestrzeni, mam wrażenie, zabrakło w przedstawieniu „Made in USA”, które w moim przekonaniu bardziej pasowałoby na małą scenę, odcinając się od przekonania, że wielkie nazwiska wymagają dużej sceny.
Choć z punktu widzenia osób otwartych i wrażliwych, interesujących się sprawami kultury, społeczeństwa i moralności tematyka przedstawienia jest niezwykle ciekawa, to forma spektakle jest dość męcząca w odbiorze. Zapewne nie tylko dwugodzinne przedstawienie ale i waga tematu stanową ciężar tej realizacji. Wiadomo, że o rzeczach trudnych nie da się mówić prosto, i po raz kolejny stwierdzenie, że „nierozwiązane antagonizmy rzeczywistości powracają w dziełach sztuki jako immanentne problemy ich formy”1 znalazło odbicie w rzeczywistości.