Ulica
Realizacja
Opis Spektaklu

Reżyseria:
Iwo Vedral

Scenografia i kostiumy:
Tomasz Brzeziński

Muzyka:
Jakub Orłowski

Obsada:
Paulina Fonferek,
Adam Jędrosz,
Bożena Borek,
Igor Chmielnik,
Jerzy Karnicki,
Hanna Piotrowska,
Krzysztof Kluzik,
Marta Turkowska

Bilety

Normalny: 50 zł,
Ulgowy: 45 zł,
Grupowy: 40  zł

Ulica Długa wcale nie jest długa. Być może nie jest wcale ulicą, a w każdym razie od dawna nie istnieje już na mapie miasta. A jednak w kilkudziesięciu niechronologicznie opowiedzianych epizodach to właśnie Długa tworzy mitologiczną opowieść współczesności. Pokora zabił Sobakę i powiesił go na gałęzi starodawnego dębu, mały Mąka wyłuskuje kotom oczy, Helenka chowa się w dziurze w ziemi a Antoniuk z butelką taniego wina jedzie do Ustki napisać wiersz. Ktoś sprzedaje pieczone kurczaki, których nikt nie chce kupić, ktoś inny przygląda się latającym ponad dachami gołębiom i próbuje wyobrazić sobie ich perspektywę. Właściwie nikt nie jest trzeźwy, zmęczone ciała przesuwają się z mozołem, ale jednocześnie zadziwiającą godnością wzdłuż poszarpanych ścian ulicy.

Ulica to spektakl dotykający bezpośrednio tkanki miejsca i jednocześnie fantastyczna opowieść o jego genezie. Czarna, brutalna i piekielnie zabawna bajka dla dorosłych.

Zobacz trailer do spektaklu.

Premiera: 09.04.2016 r.
Czas trwania spektaklu: 1 godz. 20 min. (z przerwą)

Nagrody i wyróżnienia:
– W rankingu wydarzeń teatralnych 2016 roku Gazety Świętojańskiej w kategorii „Najlepsza reżyseria” zwyciężył Iwo Vedral za spektakl „Ulica”.
– W rankingu wydarzeń teatralnych 2016 roku Gazety Świętojańskiej w kategorii „Najlepszy aktor drugiego planu” zwyciężył Adam Jędrosz za spektakl „Ulica”.
– W rankingu wydarzeń teatralnych 2016 roku Gazety Świętojańskiej w kategorii „Najlepsza aktorka drugiego planu” zwyciężyła Hanna Piotrowska „Ulica”.
– Iwo Vedral otrzymał nagrodę Marszałka Województwa Pomorskiego za 2016 rok za reżyserię spektaklu „Ulica”.
– Spektakl zakwalifikowany do 23. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Strona organizatora konkursu: www.sztukawspolczesna.org

Inne materiały filmowe dotyczące spektaklu:
https://youtu.be/Dfx8fmBTvTI

YouTube video

YouTube video

YouTube video

YouTube video

YouTube video

 

Recenzje

Słupsk przeżywał swe krótkie chwile chwały w latach 1975-98, kiedy Polska pozazdrościła Stanom i stworzyła 49 województw. Ludność miasta wynosiła wtedy ponad 100 tys. i rosła aż do 1994 roku, by osiągnąć 102 832 dusze. Od tego momentu zaczął się spadek – w czerwcu 2015 roku zanotowano 92 869 osób i nawet prezydentura Roberta Biedronia nie zatrzymała odpływu, który jest pewnie jeszcze większy, niż wskazują statystyki. Wyjeżdżają przede wszystkim ludzie młodzi, podobnie jak w całym kraju, co oczywiście zaskakuje, bo wszyscy powinni skakać z radości i wykonywać co najmniej przysiady na cześć nieustannie rosnącego PKB.
Słupsk to poniemieckie miasto rozbitków i przesiedleńców, od 1945 roku w granicach Polski. Zamieszkują je właściciele niebanalnych życiorysów, kaskaderzy przeznaczenia, ofiary wynalazków społecznych. Prawdziwa ulica Długa leży w linii prostej ok. 200 metrów od ulicy Jana Pawła II, na której znajduje się budynek Filharmonii, w której gościnnie występuje Nowy Teatr. To ulica w centrum miasta:
Aya RL, Ulica Jeżeli masz problem z „odpaleniem” filmu, kliknij tutaj.
Ulica Długa to jeden z wielu przejawów bezmyślnej, miejskiej polityki migracyjnej. Znamy ją w wielu miastach, np. w Gdyni są ulice Opata Hackiego i Zamenhoffa, czyli popularne Opata i Zamena. To ulice z innej ballady miejskiej:
Klaus Mittfoch, Strzeż się tych miejsc Jeżeli masz problem z „odpaleniem” filmu, kliknij tutaj.
Na prawdziwej Długiej do mieszkań o niskim standardzie socjalnym (m.in. wspólna łazienka na klatce) dokwaterowywano najbiedniejszych, niezwykle płodnych protoplastów beneficjentów programu 500+. Ulica Długa faktycznie wcale nie jest długa, ale pewnie typowa dla miasta, które ze względu na postać prezydenta jest hitem na Facebooku.
– Panie, to patologia – mówi pan Piotr, mieszkaniec Długiej, który jednak nie zgodził się wypowiedzieć do kamery. Mieszkają na kupie, rozmnażają się jak króliki…
– To najgorsza ulica w mieście?
– Nie wiem, chyba nie. Gorsza jest Niemcewicza. Zresztą takich ulic jest więcej, tylko na Zatorzu lepiej, bo tam bogactwo się buduje. Niby coś mają tutaj robić, ale nie wiadomo kiedy i nie wiadomo, kogo zapytać –  kontynuował mieszkaniec Długa City.
– A pan wie, że w teatrze będzie premiera sztuki o waszej ulicy?
– A ta premiera to będzie tylko raz grana?
– Premiera tak, ale potem już będzie normalnie grane i można przyjść. Może pan rozpowie na ulicy, że warto?
– A może rozpowiem. Może i warto – zakończył pan Piotr.
Tę ulicę sportretował i zuniwersalizował po słupsku najwybitniejszy literat znad Słupi, czyli Daniel Odija (rocznik 1974), autor powieści nagradzanych i nominowanych do ważnych nagród (m.in. „Nike”), kronikarz wykluczonych, ofiar kapitalizmu drobnego druku. To przedziwne, wydawałoby się, że dopiero po 16. latach od napisania jego debiutancka powieść, która narobiła sporo szumu w kraju, została zauważona przez lokalny teatr. W Słupsku jest wiele innych dziwów, o których szerzej być może kiedy indziej. Wszyscy w Polsce i pewnie na świecie wiedzą, kto jest prezydentem miasta, niewiele osób spoza wie, że w Słupsku mieszkają np. Stanisław Miedziewski – mistrz monodramu czy Marcin Dadel – wybitny aktywista i że w Słupsku jest mocny sektor obywatelski. No i Witkacy – największa kolekcja obrazów „na świecie”, choć pewnie autor „Nienasycenia” nigdy w tym mieście nie był, ale pełno go tutaj… Próbowałem, ale nigdy nie znalazłem mentalnego związku Witkacego ze Słupskiem i chyba jedynym zwornikiem w tym mariażu jest szaleństwo. No i jeszcze, zbliżając się do „Ulicy”, głośna akcja kiboli Czarnych Słupsk przeciw policji po śmierci Przemka Czai. W takim stereotypie jawi mi się to miasto.
„Ulica” to liczący ok. 140. stron zbiór 62. cząstek fabularnych. Najdłuższe mają po kilka stron, najkrótsza, „Sen Żaby”, to dwa zdania. To przede wszystkim mikroopowiadania, czasami obrazy i sytuacje. Są luźno ze sobą powiązane, sam autor mówi o nich jak o talii kart niejednokrotnie potasowanych. Bohaterami opowiastek są mieszkańcy ulicy Długiej w Słupsku, nie ma postaci pozytywnych w sensie pedagogicznym, wszyscy są przegrani. No może poza Globusem, jeśli uznamy, że jego spektakularna metamorfoza jest świadoma. Globus, głupek z ulicy, na której oprócz głupka, którego musi mieć każda ulica, jest wielu głupków ponadobowiązkowych (Mąka, Butapren czy Gruba), jest jedną z dwóch najciekawszych postaci całego panoptikum złożonego głównie ze złodziei, kurwiszczy i prymitywów. Przeżywa proces samorozwoju bez obowiązkowego dzisiaj coacha a jedynie poprzez lekturę. Zaczął od Biblii, którą odziedziczył po babce, potem w ręce wpadła mu książka o joginach. Nie ograniczył się do lektury – rzucił picie i palenie, rozpoczął praktyki. Wierzył w Buddę i Jezusa, po prostu wierzył. Kupił posążek Buddy, bo krzyż z Jezusem był droższy. Drugą postacią z innego świata, bo fizycznie przebywał w innym świecie, jest Kanada. Jako zdolny student nauk społecznych wyjechał na stypendium naukowe do USA. Wrócił na Długą, początkowo jeszcze się bronił przed przeznaczeniem, ale z czasem Długa, z pomocą alkoholu, wessała go do cna a ostatecznie Kanada został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach. Szkoda, bo to jedna z dwóch postaci z którą można się było choć trochę zaprzyjaźnić, ale wszechwiedzący narrator nie pozwala na sentymenty. Porażka Kanady jest najsmutniejsza, bo w jego życiu pojawiła się na chwilę nadzieja na inny los, pozostali na przyszłość mieli podpisaną umowę z diabłem na czas określony bez klauzuli wypowiedzenia.
Literacka Długa ma strukturę hierarchiczną. Ulicą rządzą młodziaki zajmujące się „kradzieżą patriotyczną”, tzn. prowadzą swą działalność zawodową w Niemczech i pozbawiają tych, którzy wygrali-wojnę-mimo-że-przegrali, wszystkiego, co popadnie. Nazywano ich też jumakami a przewodzi im Żaba. Są także kibole Gryfa Słupsk z Muchą na czele. Kibole stoją niżej w hierarchii, lubią się bić, ale nie mają wartości dodanej, jaką tworzy Żaba, wybitny przywódca. Byli jeszcze Cyganie, ale kończyli się. Odija nie pozostawia złudzeń – Długa jest piekłem codziennym, bezprzyszłościową formą wegetacji, odpadem produkcyjnym pana Boga. Na Długiej rządzi siła, nie ma innych zasad niż dominacja. Na porządku dziennym są pobicia, gwałty, wymuszenia, kradzieże. Morderstwa nie należą do rzadkości. Nawet jeśli na chwilę pojawia się przebłysk czegoś pozytywnego, szybko ginie przykryty wszechobecnym brudem lub zostaje utopiony w okolicznym bagnie. „Ulica” to czarno-czarna ballada o codzienności końca świata wykluczonych przez system, rozczłonkowana przypowieść o fatum przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
Iwo Vedral przez kilka lat był asystentem Krzysztofa Warlikowskiego (m.in. przy „Oczyszczonych”), ma na koncie już kilkanaście prac samodzielnych, w tym reżyserię monodramu „Novecento” z udziałem Dominika Nowaka, dyrektora Nowego Teatru w Słupsku. Vedral po krótkiej rozmowie z Odiją dostał od autora „licencję na zabijanie” i zaadaptował powieść na scenę bardzo po swojemu. Wybrał kilkanaście części, niektóre postaci połączył, inne uwypuklił – np. Kanadę, który jest u niego typem melancholijnogennym i tworzącym nastrój nostalgiczny. Dwie części noszą inne tytuły: otwierająca tom „Ulica” na scenie nosi tytuł „Witaj w krainie, gdzie obcy ginie” a końcowa, oparta na „Globusie”, to „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy”. Tytuły ukazują się na wyświetlaczach – tak jak tłumaczenia w teatrze lub przypomnienia w kościele. Pomiędzy wymienionymi fragmentami m.in.: „Grusza”, „Zupa”, „Cebule”, „Gołębiarze”, „Wiatr”, „Młodziaki”, „Szczelina” i „Pod kontrolą”. Rozpoczyna i scala całość postać Narratora (Paulina Fonferek).
Ulica w Nowym Teatrze w Słupsku: fragmenty spektaklu Jeżeli masz problem z „odpaleniem” filmu, kliknij tutaj.
Sceniczna wersja „Ulicy” jest nadal opowieścią o wykluczonych, ale zdecydowanie mniej mroczną. Najbrutalniejsze fragmenty zostały pominięte, możemy mówić o nostalgicznej balladzie miejskiej, a nawet o misterium. Żywoty „świętych” z Długiej to metafora życia w małych miastach, o którym się nie mówi, bo to wstydliwe i niewygodne. Jaka rzeczywistość, jaki Bóg – tacy święci. Takich miast w Polsce są setki a ludzi miliony. Niosą codziennie swój krzyż z lęku przed popełnieniem samobójstwa. Przegrali czasami w ogóle nie podejmując gry, przegrali, bo nie potrafili faulować jak inni, przegrali, bo byli skazani na przegraną przez system, historię lub Boga.
80-minutowa opowieść jest przeżyciem równie niezwykłym, jak nieoczekiwanym. Wrażliwy widz w krótkim czasie zaliczy smutek, śmiech, wzruszenie i katharsis. To przede wszystkim zasługa dramaturga i reżysera Iwo Vedrala, który zręcznie skomponował całość. Otworzył aktorów, znalazł rytm opowieści, dobrze operuje czasem scenicznym i środkami wyrazu. Nie zapominając o lokalności (m.in. scena z wizerunkiem papieża, który był przedmiotem miejskiego sporu w grodzie nad Słupią), uniwersalizuje historię, która mogłaby rozegrać się w każdym z setek podobnych miast w kraju ze wspaniałymi statystykami i milionami ofiar przekształceń wulgarnej odmiany kapitalizmu. Jak ktoś ma oko, to wypatrzy Lyncha, ale to nie zarzut – Długa jest bbb. psychodeliczna. Niepotrzebna jest tylko kaszubskość, którą podkreślać ma burczybas łańcuchowy, który świetnie sprawdza się muzycznie, ale terytorialnie ani on, ani Kaszuby nie sięgały nad Słupię.
Skromna, funkcjonalna scenografia Tomasz Brzezińskiego odsłania „bebechy” sceny, proste ściany, odrapane drzwi, jakby żywcem wyciągnięte z Długiej, kilka rekwizytów. Walorem jest wielofunkcyjna muzyka Kuby Orłowskiego. Przede wszystkim wzbogaca partie opisowe, których jest bardzo dużo i w powieści, i na scenie (Odija rzadko pozwala postaciom na dialogi). Czasami są to po prostu piosenki do słów powieści. Dzięki temu całość nie jest monotonna – to najlepszy klucz do przeniesienia słownej warstwy powieści. Muzyka odgrywa także bardzo ważną rolę dramaturgiczną, choćby w zakończeniu czy parodii arii „papieżowej”, brawurowo wykonanej przez Hannę Piotrowską.
Ulica w Nowym Teatrze w Słupsku: fragment spektaklu feat. Hanna Piotrowska Jeżeli masz problem z „odpaleniem” filmu, kliknij tutaj.
Na scenie oglądamy cały, etatowy zespół Nowego Teatru. Nie ma słabych punktów, ale największe przewyższenie, obok Piotrowskiej, zaliczyć należy na koncie Adama Jędrosza. Jest świetny zarówno jako bandyta Żaba jak i oświecony Globus. To także dzięki niemu przeżywamy końcowe oczyszczenie, bo uwierzyliśmy w nie, bo jest wiarygodne w kosmosie opowieści scenicznej.
„Ulica” to chyba idealne otwarcie Dominika Nowaka, nowego dyrektora Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku. Dobrze skalibrowane – w miarę nowoczesne, ale nie ponowoczesne, dość odważne, ale zarazem metaforyczne, więc skandalu być nie może, ale dyskusja nastąpić powinna jak najbardziej. Reakcja społeczności na najważniejszy utwór literacki o nich samych, w dużej części odpowiedzialnych za bohaterów opowieści, będzie ważną wskazówką dla dyrektora i całego zespołu – choć nielicznego osobowo, ale, jak pokazali, ambitnego. „Nienawistna ósemka” z Nowego pokazała, że ma jaja! Warto też podkreślić działania okołopremierowe (premiera studencka, wystawa fotografii) – w Słupsku zaszła dobra zmiana, o czym z radością donoszę.
Wybierzcie się do Słupska koniecznie i zobaczcie dobry, niewymuszony, mądry teatr, który występuje w naszym regionie rzadziej niż najbardziej zagrożone gatunki w dziale CR w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych. Warto też wreszcie zaprosić Słupsk do Trójmiasta, bo jest już z czym. W Słupsku zdarzyło się coś ważnego, nie przeoczmy tego a wspierajmy.

Absurd w świecie popkultury
Sztuka Doroty Masłowskiej „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” to dla słupskiej publiczności chyba jednak spore zaskoczenie. Przekonałem się o tym w ostatnią sobotę, gdy zdziwieni nagłym zakończeniem widzowie nie bardzo wiedzieli, czy klaskać czy też nie. Większość poszła chyba do domu ze sporym znakiem zapytania w głowie. To prawdopodobnie rezultat dość gwałtownego przeskoku repertuarowego, bo zwykle słupski teatr serwuje lekkie komedie albo sztuki realistyczno-obyczajowe , a tu nagle znaleźliśmy się w teatrze awangardowym, bo – jak przypuszczam – tę pozycję przygotowano zapewne z myślą o tym, aby powalczyć o nagrodę na jakimś festiwalu teatralnym. Inna rzecz, że taki zamysł jest całkiem dobry, bo nic tak nie rozwija jak wyjście poza na co dzień używane drogi. Do tego w towarzystwie autorki, która w ostatnich latach jest nie tylko nagradzana i modna, ale i cieszy się uznaniem w wielu środowiskach.
Przyznam, że sam mam spory problem ze sztuką Masłowskiej, bo choć przeczytałem już w wielu miej lub bardziej krytycznych omówieniach, że jej teksty dramatyczne nawiązują do nurtu teatru absurdu, to jednak słuch językowy autorki i doskonała umiejętność swoistego cytowania mowy ulicy powodują, że rys satyryczno-obyczajowy spektaklu narzuca się jako pierwszy. Nic dziwnego, że wiele soczystych wyrażonek bohaterów powodowało rozbawienie publiczności i wybuchy śmiechu podczas spektaklu, co niewątpliwie należy zaliczyć na plus, bo do teatru często chodzi się po to, aby się zrelaksować i rozerwać. Jednak tu chodzi o coś więcej. Gdy wróciłem do domu, pomyślałem, że w tym przypadku pomocna może być „Filozofia dramatu” ks. Józefa Tischnera. Wg niego dramat człowieka rozgrywa się bowiem na scenie świata w trakcie otwarcia na drugiego człowieka i w czasie, który przepływa między uczestnikami rozmowy. Słupscy realizatorzy sztuki Masłowskiej jednoznacznie dali do zrozumienia, że przywołany na scenie świat symbolizuje rzeczywistość współczesnej popkultury, bo to właśnie z kręgu jarmarczno- kiczowatego wywodzą się gadżety odsłaniane przez jednego z aktorów podczas trwania przedstawienia. Włącznie z białymi niedźwiadkami z plastiku, które zdają się nawiązywać do niedźwiadków ustawianych przez prezydenta Roberta Biedronia w wielu punktach miasta. Jednym słowem: realizatorzy sugerują, że świat wokół nas już dawno zatracił swój hierarchiczny kształt i w istocie przekształcił się w popkulturową papkę, w której ludzkie spotkania na drodze życia są absurdalną mieszaniną paplaniny, udawanek i przypadkowych zderzeń, ale między nimi rodzą się dramaty i obsesje, prowadzące do tragicznych decyzji i ostatecznych rozwiązań. W praktyce więc sztuka Masłowskiej, choć awangardowa w formie, niesie klasyczne przesłanie o tym, że w zwariowanym i zdegradowanym świecie, w którym przyszło nam żyć, nadal najważniejsze są dobre relacje między ludźmi, bo jak o nich zapomnimy, to możemy doprowadzić do własnej zguby. Choć ta mądrość życiowa nie jest w sztuce powiedziana wprost, bo współcześnie twórcy awangardowi prawie nigdy nie mówią wprost, to niewątpliwie realizatorzy sztuki zrobili wszystko, aby to przesłanie było czytelne. Mam nadzieję, że docenią to także festiwali jurorzy.

Zbigniew Marecki 
http://www.gp24.pl/kultura/a/absurd-w-swiecie-popkultury-recenzja-sztuki-dwoje-biednych-rumunow-mowiacych-po-polsku,13021467/