+1
Realizacja
Opis Spektaklu

Autor:
Jewgienij Griszkowiec

Reżyseria:
Tomasz Leszczyński

Obsada:
Sebastian Świerszcz

Bilety

Normalny: 50 zł,
Ulgowy: 45 zł,
Grupowy: 40  zł

Nikt mnie nie zna. Nikt nic o mnie nie wie” – to słowa z najnowszego monodramu wybitnego rosyjskiego dramatopisarza, reżysera i aktora Jewgenijia Griszkowca, którego polscy widzowie mogli poznać dzięki błyskotliwym tekstom „Jak zjadłem psa” i „Jednocześnie”. Cieszący się niezmierną popularnością w Rosji, jak i poza jej granicami Griszkowiec kolejny raz zadaje widzom elementarne pytania, pytania o sprawy najprostsze i najistotniejsze: czym jest szczęście? Jak je zdobyć? I co najważniejsze: jak go nie stracić? Za czym tęsknimy? Czego nam w życiu brak?
I czy rzeczywiście nikt nas nie zna? Nikt nas nie zna, takimi jakimi my chcielibyśmy by nas znano? Wygląda na to, że tak, bowiem każdy z nas jest unikalnym wyjątkowym wszechświatem, w pełni zrozumiałym tylko dla siebie samego.

Spektakl otrzymał wyróżnienie 14 Ogólnopolskiego Przeglądu Monodramu Współczesnego w Warszawie.

Premiera: 13.05.2016 r.
Czas trwania spektaklu: 1 godz. 20 min.

Recenzje

Czy byliście kiedyś w muzeum? W hermetycznej przestrzeni której ściany zdobią płótna mistrzów a na postumentach stoją słynne rzeźby? Byliście w miejscu gdzie cenne eksponaty pilnowane są przez pracowników muzeum, aby żaden nie został uszkodzony? Znacie takie miejsce?
W scenerii muzealnej sali osadził swój spektakl Tomasz Leszczyński. Widzowie wchodzący na widownię Małej Sceny Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku przed premierą monodramu „+1″ odczuli zaskoczenie, ponieważ zanim dotarli do swoich miejsc, musieli poczekać. Drogę do nich krzeseł blokowały słupki odgradzające i przypięte do nich liny. Czekali, mając okazję oglądać wiszące na ścianach obrazy. Były to reprodukcje wyświetlane z rzutników przymocowanych pod sufitem Małej Sceny. Każdy z obrazów, jak na muzealne wnętrze przystało, miał przygotowany opis. Widzowie mogli przyjrzeć się miedzy innymi „Lekcji anatomii doktora Tulpa”, „Pełzającej śmierci”, „Płaczącej kobiecie”. Ponad to na kilku postumentach stały eksponaty. Wreszcie pilnujący wystawy, siedzący na składanym krześle i czytający „Iliadę” pracownik odsunął linę i pozwolił widzom zająć miejsca. Upewnił się czy wszyscy weszli, po czym zamknął drzwi. Widzowie już nie byli w muzeum, zaczął się teatr.

Sebastian Świerszcz w monodramie „+1″ wciela się w postać bezimiennego pracownika muzeum. Pilnuje eksponatów i obserwuje zwiedzających. To skłania go do przemyśleń, którymi dzieli się z widzami. Nie są to przemyślenia szczególnie odkrywcze, jednak powiedziane na głos okazują się bliskie każdemu człowiekowi. Zgrabnie łączy w monologu opowieść o niezrozumieniu, nieprzystawaniu do ludzkości, poczuciu samotności i tęsknoty. Nawiązuje do szeregu wspomnień które w zmodyfikowanej formie mogą być znajome niejednemu widzowi. Przedstawia wariację na temat teorii ewolucji, by później płynnie przejść do próby opisu uczucia głębokiego spokoju. Problemem bohatera jest jednak brak umiejętności językowych, co wielokrotnie sam podkreśla. Postać gorąco pragnie wyrazić swoje myśli, niestety nie umie. Słowa które zna, nawet poparte przykładami okazują się niewystarczające. Ostatecznie, sfrustrowany bohater wygasza wszystkie rzutniki, otwiera drzwi i wychodzi z budynku na oczach widzów. Opuszczeni nie do końca wiedzą, co zrobić? Zacząć bić brawo czy może wyjść śladem postaci? Brawa okazują się lepszym rozwiązaniem, ponieważ Sebastian Świerszcz wraca na Małą Scenę drugim wejściem i dziękuje publiczności za uwagę.

Monodram to trudne wyzwanie dla realizatorów. W przypadku utworów Jewgienija Griszkowca mają oni trochę ułatwione zadanie. Nazwisko autora jest znane w Polsce, można było oglądać jego monodramy realizowane na deskach kilku teatrów. Tomasz Leszczyński sięgnął jednak po nowy tekst, do tej pory niewystawiany w naszym kraju. Udało mu się wyciągnąć z niego esencję treści, nie raz podaną w humorystyczny sposób. Reżyserując spektakl wykorzystał możliwości techniczne Małej Sceny Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku. Nie obyło się bez usterek technicznych, elektronika nie ułatwiała aktorskich zadań ale nie zdołała wybić Sebastiana Świerszcza z rytmu głoszonego monologu. W końcu wcielał się w postać zwykłego człowieka, który na co dzień musi mierzyć się z realiami życia. Nie zawsze jest ono słodkie i perfekcyjne.

Nie spodobała mi się jedna ze scen, zdająca się nie przystawać do całości spektaklu. Bohater stara się wyjaśnić czym jest spokój. Ulotne uczucie nie daje się opisać słowami, więc mężczyzna zaczyna pokazywać, posługując się przykładami. Zmienia slajdy, znikają arcydzieła, pojawiają się fotografie bohatera z okresu dzieciństwa. Na największym ekranie wyświetlają się zdjęcia lasów, łąk i zielonych pól. Prawdziwa idylla. Sebastian Świerszcz stojąc na jednym z postumentów zaczyna dziwny taniec, przesyłając dobrą energię w kierunku zebranych widzów. Część z nich się śmiała, inni milczeli. Ten fragment nie pasował do reszty spektaklu. Był żenujący. Jak się okazało, bohaterowi ta próba wyrażenia spokoju też nie wydała się odpowiednia. Spokoju nie da się opisać, nie jest to wina braku kompetencji językowych. Dla każdego spokój jest czymś innym.

Monodram „+1″ został zrealizowany w Nowym Teatrze w ramach projektu „Noffy Teatr”, który ma zachęcić twórców z całej Polski do realizowania swoich pomysłów na deskach słupskiego teatru. Spektakl ma być wystawiany także w innych miastach. Jeśli mielibyście okazję zobaczyć go, skorzystajcie. Tomaszowi Leszczyńskiemu i Sebastianowi Świerszczowi udało się przyciągnąć i zatrzymać uwagę widza, dzięki czemu wygłaszany przez bohatera monolog zapada w pamięć. Nie jest to pusta, pozbawiona sensów tyrada ale głośno wypowiedziane wątpliwości człowieka, który niby niczym szczególnym się nie wyróżnia, a mimo to wart jest uwagi.

Agata Białecka
Dziennik Teatralny

Recenzje

Na świecie żyje ponad siedem miliardów ludzi, ale niektórzy z nas czują się w tej masie obcy. Są +1 w stosunku do świata. O tym między innymi jest najnowsza premiera słupskiego Nowego Teatru – monodram „+1” Jewgienija Griszkowca. W przedstawieniu w reżyserii Tomasza Leszczyńskiego zobaczyliśmy Sebastiana Świerszcza, aktora warszawskiego Teatru Współczesnego, znanego również z wielu ról serialowych.
Przestrzeń małej sceny zamieniła się w salę muzeum lub galerii, na której zobaczyć można było obrazy i rzeźby wybitnych twórców, m.in. Rembrandta, Beksińskiego i Picassa. Z wystawy na widownię publiczność przeprowadził dopiero kustosz, główny bohater spektaklu. Mężczyzna po trzydziestce, który rozprawia na temat istoty człowieczeństwa. Zadaje ważne pytania o to, kim jesteśmy, co czyni nas członkami społeczności, jakie mamy marzenia, jakie plany, jak czas je weryfikuje. Opowieść-wykład to zbiór refleksji na tematy dotyczące szczęścia, jego istoty i ulotności. Kilka razy pozwoliły się uśmiechnąć, dały też okazję do wzruszenia.
Niby wszystko oczywiste, może nawet banalne, ale podane w atrakcyjny dla widza sposób. Sebastian Świerszcz, którego w Nowym Teatrze możemy zobaczyć po raz pierwszy, zbudował bohatera znajdującego się bardzo blisko widzów. Wciąga ich niejako w swoją opowieść, oczekując reakcji na stawiane tezy.
Zmusza też do uwagi, a to za pomocą ulotek, które na swoim krześle znalazł każdy widz. Tam znajdowała się niewielka krzyżówka z trzema tylko hasłami. Odpowiedzi na nie padały podczas przedstawienia. Kto je poprawnie wpisał, dowiedział się, co zrozumiał bohater. A może więcej, co z tego zrozumiał każdy z nas…
„+1” to dobry monodram. Sebastian Świerszcz stworzył postać, która z powodzeniem zabrała widzów w podróż do jego przeszłości. Choć, jak się okazało, była to również przeszłość aktora, zobaczyliśmy bowiem jego prywatne zdjęcia z dzieciństwa. Taki rodzaj scenicznej publicystyki bardzo często kończy się nudą na widowni. Tym razem nudy jednak nie było.
Warto zobaczyć „+l” i warto zatrzymać ten spektakl w głowie jeszcze chwilę po zakończeniu przedstawienia.

Daniel Klusek
Głos Pomorza nr 114

Recenzje

Dodatek do całego świata. Zawsze z boku. Zawsze obserwując. Właśnie takim widzimy głównego bohatera w spektaklu +1, w reżyserii Tomasza Leszczyńskiego, który głośno krzyczy, że jest nieznany i dobrze mu z tym. Jego postawa odwołuje do wspomnień własnych, samotności, które dopiero pod wpływem silnego impulsu pozwalają zrozumieć, że to także nasze wspomnienia i nasza samotność.
To będzie szok, kiedy zamiast w poszukiwaniu dogodnego miejsca w rzędach krzeseł, przyjdzie nam plątać się po scenografii. „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”, przeczytamy zanim wejdziemy na widownie i zanim w spokoju na niej zasiądziemy. Początek monodramu, to zadanie, które musi wykonać widz. Przejrzeć obrazy wiszące na ścianach, obejrzeć parę rzeźb. A dla tych bardziej zainteresowanych i bardziej chcących można nawet przeczytać krótką notkę o przedstawionych dziełach. Kiedy publiczność z mniejszym bądź większym zaciekawieniem przejdzie ścieżką wyznaczoną przez dzieła sztuki, to dopiero wtedy w spokoju będzie mogła usiąść na widowni oglądając część dalszą tego monodramu. Na scenie przywitamy pewnego pana, w eleganckim garniturze (Sebastian Świerszcz). Bliżej nieokreślonego człowieka, który tak naprawdę mógłby być każdym. Naszym sąsiadem, znajomy, przyjacielem, panem z osiedlowego sklepu, a może nawet dozorcą. Możliwości jest wiele, a każda wydaje się dobra i najbardziej pasująca. Rzecz w tym, że ten pan to +1 do całej cywilizacji. Samotnik bądź odludek, jak kto woli, którego nikt nie zna, nikt nie kojarzy. I choć przyjaciół ma wielu, rodzinę niczego sobie, paru kolegów z pracy to nadal pozostaje nieznajomym. Trochę go to smuci, a trochę cieszy, bo nie chciałby, aby wszyscy go kojarzyli. Czasami woli być tym nieznanym. To pozwala mu popatrzeć z dystansu na samego siebie i otaczający go świat. Pozwala powoli także słuchającym go ludziom skupić się na swojej samotności, nierozpoznawalności wśród innych. Czy kiedykolwiek ktoś z nas zastanowił się jak dużo ludzi spotyka na swojej drodze? Jak wielu z nich mija każdego dnia, tylko po to, żeby przez ułamek sekundy zetknąć swoje życie z innym życiem?
I kiedy, jak opowiada bohater, jedziesz do swojego liceum na zjazd absolwentów i spotykasz tych wszystkich dawnych znajomych, a oni wyglądają gorzej od ciebie, to i się cieszysz, że przyjechałeś, i czerpiesz ogromną satysfakcję z tego, że to ty jesteś ten fajniejszy, a nie frajer. Ale ta grupa ludzi, ten zestaw kombinacji różnorakich charakterów, to kolejny dodatek do twojego życia, który za parę chwil nie będzie ważny. Spotkany na imprezie dawny znajomy, podobnie jak ty, wróci do swojej codzienności i to on będzie kolejnym dodatkiem do cywilizacji. I dopiero, kiedy zaczynasz o tym mówić dostrzegasz, że każdy mierzy własną miarą, jako +1 do świata. W końcu niepocieszony wyjdziesz, zostawisz te dziwne rozważania za sobą i zaczniesz żyć jak dotąd, jako dodatek do świata, tyle, że ten dużo cenniejszy od tej całej masy ludzi.
Te rozważania na temat życia sprawiają, że spektakl wydaje się melancholijny. Ale nic z tych rzeczy, bo Tomasz Leszczyński ani myślał wprowadzać odbiorcy w stan smutku. Postawił raczej na swobodę wypowiedzi, lekki język i humor. I tak przez cały czas trwania spektaklu z tym, że aktorska postawa dodała do tego monodramu także innego wydźwięku. Rola Sebastiana Świerszcza budziła wspomnienia własnych lat i ludzi zostawionych za sobą. Potrafiła wpłynąć na odbiorcę, pozwolić mu na spontaniczną reakcję. A aktor, nie wpadł w zbędne nadinterpretacje czy fałszywe postawy, tylko cały czas skupiał się na tym, co w monodramie najważniejsze, czyli na odbiorcy i jego uwadze. Nie było pustych żartów puszczanych w eter, a zabawne anegdotki, które do konkretnego celu prowadziły. W celu odpowiedzi na pytanie, kim jestem, jaka jest moja misja dla świata, co myślą o mnie inni. I to wszystko po to, żeby nie czuć się samotnym. Nie dziś i nie w tym świecie. Ale nawet, kiedy obrazy zmienią się w zdjęcia z dzieciństwa to patrząc z perspektywy dorosłego już mężczyzny, bohater sam zaczyna nie pamiętać dawnego siebie. Dzisiaj on też nie zna tego dzieciaka ze zdjęć, a przecież tak bardzo chciałby wrócić do tych beztroskich lat. Lecz to przeminęło, a on został sam i kiedy w końcu to do niego dochodzi łapie za rower i pełen oburzenia zostawia nas w muzeum ze swoimi myślami.

afiszteatralny.pl

Recenzje

Już po wejściu na widownię widzowie są zaskoczeni. Jest ona bowiem niedostępna, a publiczność gromadzi się na scenie stylizowanej na salę muzealną z arcydziełami malarstwa (Lekcja anatomii doktora Tulpa Rembrandta, Ostatni dzień Pompei Briułłowa, Kompozycja Fiłonowa, Salomea otrzymuje głowę Jana Chrzciciela Solario) i rzeźby (Giorgio di Suio). Dopiero przed samym rozpoczęciem widzowie mogą zająć miejsca dla nich przeznaczone.
Sebastian Świerszcz także wchodzi gdzieś z tyłu publiczności z trudem przekrzykując głosem wciąż grającą muzykę. Niejednokrotnie jeszcze w trakcie przedstawienia zaskoczy, a to wychodząc z sali, a to wyjeżdżając … rowerem.
„+1” to sztuka autorstwa Jewgienija Griszkowca, którego przedstawienia są bardzo popularne. Tomasz Leszczyński przełożył tekst i opracował na potrzeby własnej realizacji. Głównym bohaterem sztuki jest przeciętny człowiek. Traktuje się jednak jako indywidualność, jako ten plus jeden w porównaniu do ludzkości. Ale tak naprawdę ilu ludzi z żyjących miliardów spotykamy, widzimy, dotykamy w trakcie życia? Zapewne niewielki procent. Myślimy, że żyjemy w przełomowym okresie ludzkości, ale tak samo myślały poprzednie pokolenia. Świerszcz porównuje nasze życie do krótkiego wycinka z paska od spodni. Dowodzi także na podstawie teorii ewolucji, że zwykła jaszczurka miała większą chęć do zmian od nas.
Przedstawienie zostało bardzo dobrze przyjęte przez warszawską publiczność, która nagrodziła aktora długimi oklaskami.

Warszawa.pl