Kolejna wspaniała recenzja „Kupca weneckiego”
Kolejna wspaniała recenzja "Kupca weneckiego"! Tym razem po Kaliskich Spotkaniach Teatralnych na swoim blogu "Domagała się kultury" o spektaklu pisze Tomasz Domagała - było pięknie!!!


Stracone zachody miłości – o kobietach w „Kupcu weneckim” Szymona Kaczmarka z Teatru Nowego w Słupsku.

Postaci kobiece w Kupcu weneckimSzekspira nie mają łatwo. Trudniej jeszcze ma oczywiście Żyd, słynny Shylock, ale jego tym razem zostawmy na boku. Jessica i Porcja to właściwie dwa warianty tego samego losu kobiety w czasach Szekspira. Ta pierwsza, ulegając ułudzie szczęścia, opuszcza dom rodzinny w imię zakazanej miłości oraz wolności, której słodki smak będzie teraz poznawać wraz z ukochanym Lorenzo. Ta druga porzuca rodową patriarchalną baśń, skonstruowaną przez jej zmarłego ojca głównie po to, żeby trzymać ją wciąż w mentalnym klinczu. Nurzając się w dziewczęcym pragnieniu prawdziwej miłości, rzuca się w ramiona Bassania – nie wiadomo, czy bardziej na skutek zauroczenia młodym mężczyzną, czy bardziej z chęci ucieczki przed ojcem, możliwej jedynie przez oddanie się w posiadanie innemu mężczyźnie. Szymon Kaczmarek znakomicie wyczytał z Kupca weneckiego te niezbyt sprzyjające kobietom okoliczności i postanowił je wzmocnić różnymi zabiegami. I tak w spektaklu Nowego Teatru w Słupsku Jessica ucieka od swojego ojca, Shylocka, kradnąc pieniądze, pochodzące – jak sugerują kartonowe pudła z towarem, którym Żyd handluje – z szemranych interesów w branży porno. Porcja z kolei zostaje zamknięta przez ojca w jednej ze szkatuł, które w spektaklu przyjmują postać kontenerów: złotego, srebrnego i ołowianego. We wnętrzu jednej z nich urządzone zostało burdelowe różowe studio, w którym wyzywająco ubrana i ucharakteryzowana Porcja, niczym dziewczyny obsługujące internetowe sex-kamerki, emabluje kolejnych zalotników, żeby wreszcie trafić na kogoś, kto wyzwoli ją z tego wulgarnego pornobiznesu, jakim jest proces szukania męża. Kaczmarek naprawdę nie ma dla niej litości, bowiem trzech jej szekspirowskich zalotników każe zagrać Bassaniowi w przebraniu. Małżeństwo zatem, ten wspaniały i wzniosły cel ludzkiego życia, staje się tu własną karykaturą. Wiemy bowiem, że Porcja tak naprawdę nie ma żadnego wyboru, bo nikt poza Bassaniem się o nią nie stara, do tego Bassanio może bezkarnie wybierać szkatuły tak długo, aż wreszcie trafi na właściwą. O wartościach i przesłaniach nie ma tu mowy, bo liczą się przede wszystkim pieniądze, pozostawione Porcji przez ojca. Lorenzo z kolei okazuje się damskim bokserem, godnie reprezentującym najgorszych przedstawicieli męskiego gatunku. W związku z tym los Jessiki, która miała znaleźć swoje szczęście w ramionach ukochanego, szokuje i wstrząsa, zwłaszcza w kontekście wyroku doży, który dysponentem połowy majątku ojca dziewczyny czyni – w dobrej wierze – właśnie Lorenza. Porcja musi się przebrać w męski kostium, żeby świat traktował ją poważnie i w ogóle oddał jej głos. Zdradzona zaś kilkukrotnie przez Bassania, dla którego Antonio wydaje się dużo ważniejszy od niej, w chwili totalnej rozpaczy daje swój pierścień rywalowi. Każe mu go oddać Bassaniowi, gdyż rozumie, że ten gest Antonia będzie dla niego znaczył dużo więcej, niż jej własny. Wie już, jakie szczęście czeka ją za zamkniętymi drzwiami jej własnego domu: życie w homoseksualnym trójkącie, w którym jedna z osób znajdzie się zawsze na zewnątrz i oczywiste jest, kto nią będzie. Wie to Porcja, wiemy to i my.

Takie wzmocnienie wątków kobiecych skutkuje znacznie bogatszym materiałem dla aktorek. I trzeba uczciwie powiedzieć, że zarówno Monika Janik (Porcja), jak i Anna Kończal (Jessica) tę swoją szansę znakomicie wykorzystują. Dowodem niech będą dwie sceny, które tu przytoczę. W pierwszej Porcja opuszcza sex-sutenerę ukrytą w ołowianej szkatule, w drugiej Jessica odkrywa, kim tak naprawdę jest jej ukochany. Bassanio Wojciecha Marcinkowskiego otwiera szkatułę i wchodzi do jej wnętrza – okazuje się, że w środku było owo sex-studio, z którego nadawała swoje lajfy Porcja. Dziewczyna włącza kasetę wideo z przesłaniem ojca, po czym, biorąc urnę z jego prochami, z impetem wyskakuje ze szkatuły. Tańczy szaleńczo, wysypując z urny prochy ojca, kompulsywnie zdziera z siebie burdelową sukienkę, ściera wyzywający makijaż, wszystko dzieje się naraz. Janik zachłystuje się wolnością, dokonuje symbolicznej zemsty na prochach ojca. W trakcie tego scenicznego szaleństwa raz się śmieje, raz drży na całym ciele, niczym ofiara gwałtu, „zmywająca” z siebie wszystkie ślady oprawcy. Uśmiecha się, lecz po jej twarzy płyną łzy. Przeszła piekło, pomyślałem, czas na lepszą część jej życia. Wtedy przychodzi list od Antonia, donoszący o katastrofie statków. Jej szczęście trwało zaledwie kilka chwil – wiadomo, że Bassanio poleci jak na skrzydłach do Wenecji, natury nie oszukasz. Najpierw przeszła piekło „tej jedynej’”, teraz przejdzie piekło „tej trzeciej”. Anna Kończal równie pięknie gra podobny moment w życiu Jessiki: opuszczenie ojcowskiego domu i pełną wolność, zamanifestowaną kolorowym (w opozycji do czarnego) kostiumem oraz błyszczącymi oczami, pełnymi szczęścia i nadziei. Tym bardziej wstrząsająco wygląda strach i cierpienie, jakie pojawiają się na jej twarzy, gdy Lorenzo – w kontraście do romantycznych poetyckich strof miłości – dostaje szału i po raz pierwszy wobec swojej dziewczyny używa przemocy. Na twarzy aktorki malują się jak w kalejdoskopie stany zaskoczenia, szoku, lęku, strachu, wreszcie rozpoznania sytuacji oraz jej konsekwencji. Było takie jedno spojrzenie Kończal, które rozdzierało serce. Pełne rezygnacji i rozpaczy, wynikających z uświadomienia sobie, że koszmar, w którym bierze udział, to nie incydent, ale coś, co stało się właśnie jej codziennością. Na długo je zapamiętam, jak zresztą obie te kobiece, znakomite role. O aktorach, choć grali bardzo dobrze, nic dzisiaj nie napiszę – chociaż w ten sposób oddam głos kobietom, które niewiele u Szekspira, a jeszcze mniej u Kaczmarka mają do powiedzenia. Niech ich krzywda woła o pomstę, równie głośno, co Shylock. W końcu jego ból nie jest większy niż ten Jessiki czy Porcji – jak dotąd w adaptacjach Kupca weneckiego na pewno mniej słyszalny.

materiał: http://domagalasiekultury.pl/2020/09/20/stas-i-polamana-noga-oficjalny-dziennik-60-festiwalu-sztuki-aktorskiej-w-kaliszu/?fbclid=IwAR3bYte-lCRGLgOWcHDOYMLAlYSJrEETFDEIhTFwCbQf9Kl8gw6c3O2mEJk